Tworzenie pitchdeck’ów to temat rzeka. Pisałem jakiś czas temu na czym się skupić w pierwszej kolejności prezentując krótko projekt inwestowi lub klientowi. Dzisiaj dodam jeszcze ustrukturyzowany wzór takiego pitcha – można wykuć na blachę i voila! wszyscy są zadowoleni. Idealny icebreaker na spotkania jak np wrocławskie Tap Tech Tuesday (zawsze w ostatni wtorek miesiąca).
Analogiczny wzór bardzo często pojawia się w internetach, i nie wiem kto to pierwszy spisał, ale najlepszy artykuł opisujący taką strukturę znalazłem na Founders Institute – warto przeczytać szczegółowo. Poniżej template po polsku – moja propozycja.
Bardzo trudno nie ulec pokusie, aby jeszcze coś dodać – ale w komunikacji z inwestorem ważniejszy jest prosty przekaz niż pełny przekaz. Prosty przekaz może zainteresować, pełny może przytłoczyć.
Kryteria inwestycyjne w kontekście venture capital to: zestaw warunków i czynników, które fundusze venture capital uwzględniają przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych w nowo powstałych lub rozwijających się firmach. Te kryteria pomagają nam wybrać najlepsze możliwości inwestycyjne, które mają potencjał na wysoką stopę zwrotu.
W ogólności kryteria, które analizuję oscylują wokół trzech głównych grup cech projektu inwestycyjnego (patrz: Minimum Viable Pitch):
Trafiłem kiedyś na model, który dodał do powyższego modelu trochę biznesowej głębi i równocześnie pozostał w miarę prosty – “Model 7+1″, który został zaprojektowany przez dr. Patricka Berbona. W skrócie framework ten rozbija powyższe aspekty projektu inwestycyjnego na bardziej szczegółowe elementy, które można badać z większą dokładnością.
Te elementy to:
Przedstawia to poniższy diagram:
Polecam artykuł źródłowy opisujący ten model – widać tam komplet podstawowych pytań, które można sobie zadać weryfikując nasz pomysł na biznes. To w zasadzie gotowy framework który warto wykorzystać.
Brałem ostatnio udział w VC Lab – to 16-tygodniowy kurs akceleracyjny dedykowany nowym i początkującym zespołom inwestorskim. Jego celem jest przeprowadzenie uczestników przez kompletny proces powołania funduszu VC. Zasadniczo, kurs uczy, jak sprzedawać produkt finansowy (którym jest przecież “fundusz VC”) osobom, które mogą sobie pozwolić na inwestowanie.
Kurs ma formę cotygodniowych spotkań online. Dwa razy w tygodniu odbywają się godzinne sesje: jedna “tematyczna” i jedna “mentorska” z udziałem zewnętrznego gościa. Dodatkowo w każdym tygodniu realizuje się zadania związane z tematem oraz pozyskuje kolejnych inwestorów do funduszu. Czasami odbywają się także sesje w “grupach roboczych” z innymi zespołami uczestniczącymi w kursie. Jest to duże obciążenie czasowe – oceniam, że na samo trzymanie tempa i przygotowanie zadań kursowych potrzeba minimum 20 godzin tygodniowo.
Po kursie wiesz, jak uruchomić fundusz i prowadzić go efektywnie.
Zdecydowanie polecam! Warto zajrzeć na stronę VC Lab, gdzie znajduje się także obszerna baza zasobów, z których można korzystać niezależnie od kursu.
Gdy już wiemy, jaki procent chcemy zachować w captable, warto przejść do etapu jego składania.
Captable (capitalization table) to zestawienie przedstawiające strukturę własnościową firmy, czyli kto posiada jakie udziały, opcje i inne instrumenty kapitałowe. Jest kluczowe w startupach i VC do śledzenia zmian w udziałach inwestorów i założycieli. Aby było użyteczne, powinno zawierać ujęcie czasowe.
Warto przygotować prognozę na kilka rund do przodu, aby przewidzieć, przy jakich parametrach może pojawić się „broken captable”. To pozwala lepiej negocjować z inwestorem na podstawie konkretnych danych.
Poniżej znajdziesz template i link do Google Drive. Pola zaznaczone na żółto są edytowalne, pozostałych lepiej nie zmieniać, by uniknąć błędów. Model opiera się na wycenie pre-money, choć można też stosować podejście „ile % za ile $” (wtedy obliczenia bazują na wycenie post-money).
Projekty z modelem SaaS są bardzo wdzięczne, ponieważ “każdy” wie jak je analizować – jakie dane zbierać i jak ocenić efektywność, a nawet jak wycenić taki biznes. Sformułowanie “każdy” jest tutaj oczywiście trochę na wyrost, ale ponieważ szczyt ekscytacji tym modelem to jakiś rok 2010, można więc śmiało powiedzieć, że wiedza na ten temat jest mocno ugruntowana…
W telegraficznym skrócie – śledzić należy wskaźniki, które dobrze pokażą jak:
W wypadku tego typu biznesów nie wystarczy jedynie śledzić przychodu. Brak analizy i wyszczególnienia wymienionych wyżej składowych powoduje, że nie do końca wiadomo czy dany biznes jest zdrowy i dobrze się rozwija. Każdy inwestor zapyta więc o dostęp do bardzej szczegółowych danych. I brak “pod ręką” odpowiedzi to wielka czerwona flaga, ponieważ, w skrócie – nie wiesz co się dzieje w twoim bizesie, a zatem nie możesz go optymalizować, nie możesz go benchmarkować względem konkurencji itp. Dobrze podkreślił to Chris Janz w swojej prezentacji “9 Worst Practices in SaaS Metrics”:
W zasadzie od początku działalności można wpiąć system statystyk (np. Chart Mogul ma darmowy plan do $10k MRR… jest też pewnie wiele alternatyw, np. systemy dashboard jak Data Gems), można też użyć prostego arkusza jak ten poniżej [źródło – Chris Janz]):
Proponuję zacząć od podwójnego śledzenia (arkusz + system statystyk). Klasyczny arkusz pozwoli na początku lepiej zrozumieć jak to wpływa na całość biznesu – można np. wyliczyć dodatkowe wartości które będą możliwe do pokazania w systemie statystyk itp.
Nie napiszę tutaj truizmu, że czego nie zmierzysz to nie zarządzisz, ale tak po prostu jest ;).
Jeśli te ogólniki to dla ciebie za mało – sięgnij po więcej – podstawowe zasoby które znalazłem, poszerzające ten temat to:
Budżety alf nie są specjalnie duże. Starcza małemu zespołowi mniej więcej na 9-12 miesięcy, krócej jeśli trzeba sfinansować jakieś sprzęty do prowadzenia prac B+R (np. prototyp linii produkcyjnej). Dlatego dosyć szybko pojawia się potrzeba drugiej rundy jeśli projekt idzie dobrze, a nie osiągnął jeszcze BEP.
O pitchdeckach pisałem dużo. Trudno coś dodać co zwiększy szansę na pozyskanie środków – zawsze przedstawiamy projekt inwestycyjny w podobny sposób (“rynek – zespół – produkt”). Zmienia się to jednak trochę przy pozyskiwaniu kolejnej rundy inwestycyjnej – inwestorzy pytają wtedy dodatkowo:
Celem tych pytań jest ustalenie czy trajektoria startupu wiedzie do sukcesu czy raczej niekoniecznie…
Dynamika negocjacji przy kolejnej rundzie jest też trochę inna niż w wypadku pierwszej. Przy kolejnej rundzie masz po swojej stronie inwestora, który ma odpowiednie doświadczenie i wspiera projekt w negocjacji – a na pewno bardzo szybko zareaguje na nierynkowe propozycje i pomoże je skorygować.
Gdy podpiszemy z projektem termsheet, zaczyna się przygotowanie do closingu czyli dopięcia inwestycji, co przebiega na kilku poziomach równocześnie:
Widać to na poniższym harmonogramie, którego staram się trzymać.
Negocjacje umowy inwestycyjnej – creme de la creme – przełożenie zapisów termsheet na sformalizowaną umowę prawną – to wymaga kilku iteracji spotkań i omówień w gronie przyszłych wspólników i ich prawników. Zazwyczaj po 3-4 iteracjach widać czy się dogadamy. Umowę parkujemy przed Komitetem.
Przygotowanie biznesplanu (i innych dokumentów na Komitet Inwestycyjny w NCBR) – program Bridge Alfa wymaga konkretnego udokumentowania planowanych do poniesienia kosztów i planowania prac badawczo rozwojowych. Robimy na tym etapie biznesplan wg wytycznych NCBR oraz opisujemy prace B+R, a także przygotowujemy ich kosztorys. Wstępnie analiza potencjału B+R jest robiona przed podpisaniem TS, a na tym etapie staramy się to doprecyzować.
Due diligence – weryfikacja czy nie ma jakiegoś przysłowiowego “trupa w szafie” – dd prawny, naukowy i doprecyzowanie wcześniej wykonywanego dd finansowego. Przy młodych spółkach (pre-seed) to zazwyczaj tylko formalność, ale badamy też np. zdolność patentową, czy nie ma wad IP itp. Weryfikujemy przygotowany zakres prac B+R ze specjalistą z danej dziedziny np. z jakiejś uczelni.
Wydaje się proste i szybkie. Gdzie powstaje najwięcej niespodzianek?
Dobry plan pomaga nam sprawnie przejść przez te przygotowania i sfinalizować temat u notariusza na podpisywaniu umowy inwestycyjnej.
Na spotkaniach z przedsiębiorcami już przy pierwszej rozmowie pada pytanie jak długo trwa nasz proces inwestycyjny. Ja dzielę dochodzenie do decyzji o inwestycji na dwa etapy:
Etap przed termsheetem zależy w dużej mierze od sprawności i ogarnięcia pomysłodawców. Trudno mi określić czas jego trwania bo w dużej mierze nie zależy ode mnie. Wiem czego potrzebuję do decyzji – informacji o rynku, rozwiązaniu, zespole, finansach. Na tej bazie mogę odpowiedzieć “czy to jest coś dla nas i na jakich warunkach”. Na koniec tego etapu powstaje termsheet z założeniami transakcji – warunkami ekonomicznymi i korporacyjnymi uczestnictwa w spółce prowadzącej inwestycję. Fundusz na tym etapie na bazie pozyskanych danych przeprowadza analizę założeń finansowych, aby potwierdzić sobie, że na tym można zarobić. W toku tego etapu mamy kilka spotkań z pomysłodawcą, aby dochodzić stopniowo do zrozumienia jego/jej pomysłu na biznes. Proponowany termsheet pokazuje naszą percepcję zarządzania ryzykiem w tej inwestycji.
Etap po termsheecie jest dużo prostszy – to już jest po prostu tzw closing czyli dojście do objęcia udziałów w spółce. Ten etap mamy bardzo uporządkowany, bo ćwiczony w wielu podejściach i w różnych wariantach. Napiszę o nim wkrótce w szczegółach. Kluczowe jest, że tutaj kroki są znane i należy po prostu je wykonać.
Gdy więc ktoś mnie pyta “ile trwa wasz proces” zazwyczaj odpowiadam, że zależy to od sprawnego przygotowania materiałów po stronie pomysłodawcy. My na etapie “po termsheecie” zazwyczaj zamykamy się w około 6 tygodniach. W jakim czasie pomysłodawca przygotuje materiały – nie wiem. Ale jeśli przychodzi przygotowany i zdeterminowany (przysłowiowe “wszystkie ręce na pokład”) – idzie to sprawnie i w ciągu 2-4 tygodni możemy dojść do złożenia oferty. A potem już jest “z górki”.
Gdy przedsiębiorca przychodzi do nas po środki, wie że gdzieś tam na końcu drogi jest magiczny “Komitet Inwestycyjny” podczas którego zapada decyzja o inwestycji. Czego nie wie to, że takich komitetów może być kilka, w zależności od struktury funduszu inwestycyjnego. U nas są trzy takie komitety.
Widać, że te trzy komitety to kolejne etapy jakie pokonuje projekt inwestycyjny w ramach naszego funduszu, gdzie stopniowo przekonujemy się, że jest on nie tylko prawidłowy z perspektywy Bridge Alfa, ale też biznesowo.
Jest coś w artykule o polskim ekosystemie inwestycyjnym opublikowanym ostatnio na Sifted i nie chodzi mi o chwytliwy tytuł i pewną — raczej skąpą — ilość faktów. Za generalnie negatywnym wydźwiękiem widzę duży pozytyw — zagraniczni inwestorzy dostrzegli polski rynek i na tyle go docenili, że starają się dramatycznie podkreślić swoje plusy w stosunku do polskich inwestorów – na tyle dramatycznie, że gotowi są mijać się z prawdą. Artykuł jest daleko posuniętą generalizacją i widać, że autor nie zadał sobie trudu, aby sięgnąć czy to do regulaminu Bridge Alfa, albo chociaż do jakiegokolwiek funduszu Bridge Alfa. Albo, że informacje które tam znalazł, nie pasowały mu do tezy.
Pomyślałem, że przydatne może być odnieść się do poszczególnych fragmentów – tych, które zawierają jakieś stwierdzenia, które stawiają polskie podmioty w złym świetle:
Na marginesie do całości obrazu dodam, że kiedyś (marzec 2019) próbowałem zainicjować kontakt z The Family i konkretnie z Mathiasem – sam do tego zachęcał na Twitterze, ale nie podjęli tematu. Może teraz będzie okazja porozmawiać – zaczynając od tego co nas różni, ale kończąc na tym jak możemy wspólnie robić biznes. Bo dla wielu Alf inwestorzy zagraniczni są idealnym partneram na kolejną rundę.